„To nie ja” („It’s not me” / „No soy yo”)
rozdział 9: „ Nasze wewnętrzne głosy: rozmawiając z samym sobą” (część 3)
Oczywiście, to nie jest proste, by dostrzec zdrową funkcję każdej części, zrozumieć znaczenie słyszanych głosów, pojawiających się myśli i impulsów. Jednak możemy pomóc sobie w tym zadaniu poprzez zadanie pewnych pytań. Przyjrzyjmy się niektórym z nich.
Kogo przypominają głosy i myśli, które pojawiają się w naszej głowie, albo też części, które odczuwamy wewnętrznie? Jeśli mogłyby porzucić ten wzór i rozwinąć się, to jak mogłyby spełniać swoją funkcję w inny sposób?
Na przykład, być może słyszymy w głowie stale obelgi byłego męża, który znęcał się nad nami w powtarzający się sposób. Nie jest to jedynie wspomnienie słów, jakie wtedy wypowiadał, ponieważ czasami głos mówi do nas o rzeczach, które robimy na bieżąco, nazywa nas nieudacznikami, mówi nam, że jesteśmy bezwartościowi. Jest to silny, autorytarny, twardy głos, pełen złości. Przypomina byłego męża, ale nim nie jest, to jesteśmy my sami. Ta twardość, tak duża złość przydałyby się nam, żeby nie pozwolić, by ktokolwiek potraktował nas podobnie jak były mąż. Prawdopodobnie będzie to trudne, gdyż słuchanie tego głosu wzbudza lęk, tak jakbyśmy byli razem z tą osobą, ale możemy sobie przypomnieć, że ponieważ ten głos jest w naszej głowie, to przynależy on do nas i może oderwać się od matrycy, jaka go ukształtowała i nabrać nowego kształtu. Może stanąć po naszej stronie.
Jaka emocja dominuje u tej części? Po co my ludzie mamy całą gamę różnych emocji? Jak można odczuwać i wyrażać tę emocję? Jakie zmiany musiałyby się dokonać, aby to było możliwe?
Pojawia się u nas myśl, która mówi nam, żeby zrobić coś sobie. W gruncie nie chcemy tego, a nawet musimy walczyć z impulsem by się temu poddać. Jest to takie odczucie, jak u małej dziewczynki i – jeśli spróbujemy sobie ją wyobrazić – widzimy ją jako siedmiolatkę z opuszczoną ze wstydu głową. Staramy się sobie przypomnieć i myślimy, co się działo, kiedy mieliśmy 7 lat. Przypominamy sobie, że w tym okresie miało miejsce kilka razy nadużycie seksualne przez sąsiada z budynku. Nigdy nie rozmawialiśmy o tym z nikim, a na dzień dzisiejszy mówimy sobie, że to wydarzenie bez istotnego znaczenia, ale mimo to warto przekonać się, czy nie wywołuje to u nas jakichś wrażeń. Zatrzymujemy się na tym, co się wtedy wydarzyło i wydaje się obojętne, ale patrzymy przez chwilę na tę siedmioletnią dziewczynkę i obserwujemy, jakie pojawiają się emocje. Po minucie zaczynają się pojawiać uczucia wstydu i w pierwszym odruchu chcemy odwrócić wzrok. Wiemy jednak, że wstyd nie jest zły sam w sobie, choć z pewnością w tamtym czasie będąc tak małą, ta dziewczynka nie wiedziała co zrobić i bardzo źle znosiła to uczucie. Posiadanie takiego sekretu musiało być dla niej dziwne i dręczące. Jest normalne, że staramy się odsuwać od siebie wstyd i że będzie się on wiązał z lękiem i złym samopoczuciem. Teraz, będąc dorosłymi, możemy nawiązać ponownie łączność z tymi odczuciami i zrozumieć je, tak jakby po raz pierwszy ktoś zrozumiał, co się wydarzyło tej dziewczynce i mógł jej przekazać, że to nie z nią jest coś nie tak, jedynie to zrobił tamten mężczyzna było złe, choć ona nie ponosi za to winy. Zauważamy, jak wstyd wypływa z tego wspomnienia i staje się bardziej świadomy, ale utrzymujemy głowę wyprostowaną i patrzymy przed siebie. Utrzymując tę emocję w sobie, kiedy wrócimy następnym razem do tego wspomnienia i omówimy je z innymi ludźmi, pozwolimy w ten sposób, by teraźniejszość „przewietrzyła” dawne wspomnienia i w ten sposób to odczucie „rozrzedzi się”. Mogą pojawić się też przekonania i myśli, odnoszące się do uczucia bycia brudnym, złym lub innym, ale pamiętamy, że należą one do wspomnienia i jest normalne, że się pojawiają. Rozumiemy też, że z tych wszystkich wrażeń, które zakopaliśmy wywodzi się również chęć, żeby targnąć się na swoje życie. Wszystko ma więc sens i to nas uspokaja. W gruncie rzeczy nie chcemy umierać, a jedynie w jakimś momencie naszego życia, w którym nasza część została uwięziona, czujemy, że nie chcieliśmy umierać, a jedynie zniknąć, zamiast czuć to wszystko. Na szczęście nie zrobiliśmy tego i teraz możemy to rozwiązać. Uratujemy tę zablokowaną część i przywrócimy ją do teraźniejszości, kiedy to sprawy mają się inaczej. Choćbyśmy byli w podobnych okolicznościach, to wszystko się zmienia, gdyż nasza sytuacja jest całkiem odmienna: jesteśmy dorośli, wiemy o wiele więcej i możemy siebie chronić. I jeśli w dodatku zaczynamy normalnie rozmawiać z innymi o tym wszystkim, dawne wrażenia będą się rozpraszały coraz bardziej.
Z czego zdajemy sobie sprawę, kiedy zaglądamy do swojego umysłu albo gdy rysujemy na papierze psychiczną reprezentację tej części, tej myśli lub tego głosu? Jak nam się wydaje, czego potrzebuje ta część? W jaki sposób możemy dać jej – a w ten sposób nam samym – to, czego ona potrzebuje?
Głos nie posiada formy, a jedynie mówi nam, że nie uda nam się lub szepcze nam „jesteś nieudacznikiem”. Kiedy staramy się coś zrobić, to zawsze się pojawia, blokując nasze działania. Myśląc o nim (lub o części jaką reprezentuje) bierzemy papier i rysujemy pierwszą rzecz, jaka przychodzi nam do głowy. To co nam wychodzi przypomina trochę robaka. Zastanawiamy się, czy to wrażenie nie jest nam znajome, czy już je kiedyś mieliśmy … nasz umysł podąża do wspomnień ze szkoły , do dzieci które nam dokuczały przez te lata. To wywołało u nas całkowitą blokadę, nic nam nie wychodziło i byliśmy w stanie się uczyć. Na egzaminach mieliśmy pustkę w głowie i oblewaliśmy prawie wszystkie. W domu nie zdawali sobie sprawy z tego, co się dzieje, myśleli, że nie interesuje nas nauka i reagowali tylko zwiększaniem presji. Poczucie bycia nieudacznikiem, czymś zupełnie nieistotnym, prawdziwym robakiem, było stale obecne w tamtym czasie.
Wspominamy dalej, że zmieniliśmy szkołę i w tej nowej postępowaliśmy tak, jakby to wszystko wcześniej nie miało miejsca. Zachowujemy się w sposób zupełnie odmienny, zmieniliśmy przyjaciół, dokonaliśmy radykalnego zwrotu. Wzorce postępowania z wcześniejszego etapu pozostawiliśmy za sobą… chociaż nie znikły. Robiliśmy wiele rzeczy w życiu, wiele osiągnęliśmy, poczuliśmy się zdolni, ale ten mały robak reprezentuje część nas, która pozostała na tamtym etapie. To tak, jakby ta część naszego umysłu nie wiedziała o tym wszystkim, co później osiągnęliśmy w życiu, gdyż zmiana była zbyt szybka i nie pozostawiła czasu na to, żeby się rozwinęła. Patrzymy na wykonany rysunek, myślimy o osobie, jaką byliśmy, kiedy dominowały te odczucia, wspominamy, że owszem, umieliśmy zrobić wiele rzeczy, że byliśmy zdolni, że nie wszystko w życiu układało się w taki niepomyślny sposób. Wokół robaka rysujemy wszystkie osoby i doświadczenia, które przekazywały nam inne rzeczy. Stopniowo rysunek zmienia się, a wraz z nim nasze wewnętrzne odczucia. To czego potrzebowaliśmy w tamtym czasie to było dokładnie to, co robimy teraz: żeby ktoś spojrzał z szerszej perspektywy, zdał sobie sprawę z tego, z czym się borykamy i powiedział nam, że w nas wierzy, że wie, że potrafimy poradzić sobie z przeszkodami, że nas pocieszy i ochroni. Chociaż nie nastąpiło to wtedy, to możemy naprawić nasze uczucia teraz.
Nie pozwalamy się rozproszyć widocznym zachowaniem tych części. Być może nasze impulsy przyniosą negatywne konsekwencje, ale do czego w gruncie rzeczy zmierzają? Jak możemy to osiągnąć bez powodowania problemów?
To najgorszy z naszych głosów – krzyczy na nas, a słuchanie go powoduje przerażenie i ogłuszenie. To jakby wewnętrzny potwór, który chce nas zniszczyć, który chce nas przeciągnąć na swój stronę i popchnąć do robienia złych rzeczy. Wiemy jednak, że to część nas samych i mimo, że nie potrafimy wyobrazić sobie w żaden sposób, że mógłby mieć w sobie coś dobrego, to wiemy, że musi tak być, gdyż jest częścią naszego umysłu. Został zachowany w nim z jakiegoś powodu. Walczymy już od lat, a im większa kłótnia, tym gorzej wszystko idzie. Konieczne jest stanąć twarzą w twarz z tym, co skrywa się za tą fasadą, nie pozwalając, by ta przerażająca prezentacja nas odstraszyła.
Słuchamy tego, co do nas mówi, pozwalamy mu pisać w naszym dzienniku i dostrzegamy, że pośród wszystkich tych obelg pojawia się ostrzeżenie przed partnerem, z którym aktualnie jesteśmy. W tej relacji faktycznie są pewne problemy, jednak czujemy, że to nasza wina, gdyż mamy częste wybuchy gniewu. Kiedy opanowuje nas ta część, nie jesteśmy w stanie się kontrolować. Czasami uderzamy w ścianę, żeby nikogo nie uderzyć. W tym stanie jedynie chcemy zdominować i zgnieść drugą osobę, nie odczuwamy żadnej troski o nią.
Ale myślimy o konsekwencjach i o tym, co wydarza się tuż przed wybuchem gniewu. Zdajemy sobie sprawę, że jest dla nas nie do zniesienia, że partner mówi nam, co mamy zrobić. Szczerze mówiąc, na swój sposób go prowokujemy, bo zawsze zostawiamy wszystko na ostatnią chwilę, albo „zapominamy” to zrobić, powodując, że musi on przypominać nam wiele razy, za każdym razem bardziej natarczywie. Zwykle widzimy nadchodzącą lawinę o wiele wcześniej, jednak nie robimy nic, żeby ją powstrzymać. Czy te odczucia nie są znajome?
Niewątpliwie nasza matka była kobietą niezwykle dominującą i twardo egzekwowała swoją władzę rodzicielską. Kiedy nas uderzała, jej twarz wyrażała ogromną nienawiść, a ona wydawała się zupełnie tracić nad sobą kontrolę. Kiedy urośliśmy, udawało nam się stawić jej czoła i oddawać ciosy. Było to możliwe jedynie, kiedy się reagowało z podobną przemocą, jak ona. Na swój sposób prowokujemy partnera, żeby zaprzestał swoich nalegań i przyjął komplementarną rolę, tak jakbyśmy wciąż odgrywali scenariusz tej samej historii. Umysł w niezwykły sposób podąża znanymi sobie ścieżkami, tak jakbyśmy wracali po swoich śladach do przeszłości, chcąc jej dać nowe zakończenie, ale paradoksalnie powtarzając w kółko to, które już znamy.
Nasza nieopanowana złość ochroniła nas, była w stanie w jakiś sposób zatrzymać to wszystko. Cały nagromadzony ból spowodował ujawnienie się niekontrolowanej reakcji, ale ile by nie było wybuchów złości, ból nie chce odejść. Zdajemy sobie z tego sprawę, zatrzymujemy się więc, by uświadomić to sobie w pełni. Tak naprawdę najbardziej bolesne były nie uderzenia matki, ale brak miłości, który odbieraliśmy z jej strony. Powstrzymywaliśmy naszą złość, gdyż było to jedyne połączenie, jakie z nią mieliśmy. A teraz nie wiemy jak być z partnerem, który nas kocha i nie powtarzać starego wzorca, tej podstawy, na której kształtują się więzy przywiązania. Rozumiemy naszego wewnętrznego potwora, jesteśmy w stanie zobaczyć coś więcej wewnątrz, odczuć ból i te okropne braki, które ciągną się za nami. Tak więc dopiero teraz jesteśmy tak naprawdę w stanie to zmienić, możemy zrezygnować z działania automatycznego i podjąć bardziej świadome, a dzięki temu mieć większą kontrolę nad sobą. Początkiem całej sekwencji jest nierealizowanie swoich zobowiązań, tak więc skupiamy się na tym, by nie odwlekać zrobienia tego, co do nas należy, aby uniknąć zbędnych wyrzutów. Staramy się też kierować naszym partnerem tak, by mówił nam rzeczy w sposób, który nas nie będzie tak bardzo aktywował i będzie łatwiejszy do przyjęcia. Mówimy o tym, co przeżyliśmy i w jaki sposób te doświadczenia na nas wpłynęły. Staramy się być cierpliwi wobec siebie wzajemnie i pracujemy nad zmianą.
Zamiast oddzielać się od tego, co pojawia się w naszej głowie – myśli, głosów, trudnych do opanowania impulsów – musimy się nauczyć słuchać siebie i starać się zrozumieć każdy aspekt i każdy odcień tego, kim jesteśmy. Niekiedy jesteśmy tak pochłonięci staraniami, żeby kontrolować to, co u siebie zauważamy lub odciąć się od tego, że nie umiemy zatrzymać się i podjąć dialog z samym sobą. Aby to było możliwe, nie możemy dać się zwieść pozorom, gdyż rzeczy nie są takimi, jakimi się wydają. Podobnie, jak w każdym przypadku dialogu, jaki ma nastąpić po długim okresie konfliktu, jest ważne być otwartym na słuchanie i kierować rozmową w taki sposób, by nie potoczyła się tak jak zwykle w przeszłości. Musimy odrzucić nasze uprzedzenia i podważyć wiele rzeczy, jakich trzymaliśmy się dotychczas. Najgorsi wrogowie mogą stać się największymi sprzymierzeńcami, gdy staną się zespołem współpracującym przy wspólnych celach. Współpraca będzie łatwiejsza jeśli będziemy pamiętać, że wszystko co dzieje się w naszej głowie, należy do nas. Wszystko, również to co wydaje się nam obce i nieprzyjemne, to my, w najszerszym znaczeniu tego słowa. Pewnego dnia wszystkie te części zrozumieją, że jadą na jednym wózku, a kłótnia o to, kto nim kieruje spowoduje jedynie kręcenie się w kółko. Zdamy sobie sprawę, że głęboki cel, początkowo nam nieznany, jest podzielany przez wszystkie części nas, ponieważ naturalnym celem człowieka jest czuć się dobrze i mieć znaczące relacje z innymi. Jest wiele do zrobienia, więc ważne jest, żeby się zabrać za to zadanie.
Jeśli czytając ten rozdział bardzo się w nim rozpoznajemy, jeśli czujemy, że w naszym wnętrzu jest wiele części, spierających się o określenie tego, kim jesteśmy, to opisany proces trudno będzie zrealizować bez pomocy profesjonalisty. Pomocne jest mieć wokół siebie zdrowe osoby, a jeśli dodatkowo my sami jesteśmy zdecydowani zmienić sprawy, to mamy już podstawowe czynniki potrzebne do wprowadzenia tej zmiany. Psychoterapia jest jednak dodatkowym zasobem, który zwykle jest potrzebny, aby przejść przez ten proces.